Malaysia Boleh Boleh - July 2022
jacektravel1 jacektravel1
593 subscribers
49 views
0

 Published On Apr 12, 2023

Story by Piotr:
Wyprawa na "Szczyt Absurdu".
Wczoraj zrobiliśmy wycieczkę "krajoznawczą" do Malezji w dosyć nietypowym składzie parku maszynowego. Byly dwie Yamahy T7, Harley XR1200 i Honda NC750x. Te dwie ostatnie pozycje to są w zasadzie szosowe maszyny. Ale co tam, niema to jak być na bakier z trendami społecznymi. I z tąd jest ten tytuł o szczycie absurdu. Plan wycieczki był taki, że koledzy chcieli wjechać na górkę na której ja byłem dwa miesiące temu. Totalny absurd, jak motocykl, jeden przeznaczony do asfaltowej turystyki oraz drugi do lansu na bulwarze, mogą nawet myśleć o zjechaniu z czarnego asfaltu. Toż to kaplica pewna dla jeźdźca i maszyny.
Granicę z Malezją przekroczyliśmy skoro świt o 6.30 we trzech: Krzysiek (NcC750x), Jacek (T7) i ja (T7). Aleksander (poniekąd Wielki) na Harleyu miał do nas dołączyć na trasie bo z innego kierunku jechał. Spotkaliśmy się wszyscy punktualnie na postoju R&R na autostradzie do Desaru. Po szybkim śniadaniu (kopie ryżu ze smażonym kurakiem i pastą chilli) i kawce ruszyliśmy do celu. Po 40 minutach dojechaliśmy do podnóża ”góry”. Przygoda zaczęła się od spektakularnej wywrotki przewodnika. Chciałem tylko dodać, że oficjalnie będę utrzymywał iż uczyniłem tego fikołka w celach edukacyjnych, coby nie myślały cepry ze łatwo w tych górach będą mieli 🤫. Trasę na szczyt tego absurdu miałem opracowaną w nawigacji już wcześniej więc bez zbędnych przygód dotarliśmy wszyscy na szczyt oprócz Jacka, który pojechał przed szczytem inna ścieżką i się zagubił. Pojechałem za nim ale nie mogąc go odnaleźć zjechałem aż do asfaltowej drogi. Okazało się, że w międzyczasie sam się odnalazł i czekał już z chłopakami na szczycie. Także musiałem wspiąć się tam znowu, sama radocha. Na szczycie Alkowy HD odmówił posłuszeństwa, szwankował mu rozrusznik. Jak to mówią, jak nie ma problemów to nie jest to prawdziwy Harley. Zapalił w końcu. Takie numery będzie zreszta robił nam do końca wycieczki. Zjechaliśmy z górki i pojechaliśmy na odpoczynek i lunch do wioski Lok Heng. Jedna z ładniejszych wiosek w Malezji jakie widziałem.
Po lunchu plan był taki żeby pojechać kompletnie po nawigacji, za wczasu znalazłem na satelicie dwie drogi do wybrzeża przez lasy i plantacje. Nigdy tam nie byłem.
Pierwsza trasa prowadziła przez same plantacje, droga była szutrowa w dobrym stanie. W połowie trasy był płot i brama z cieciami. Byli bardzo mili, po krótkiej rozmowie i zrobieniu tradycyjnych selfie z nami pozwolili nam przyjechać przez ich plantację. Po dojechaniu do asfaltowej drogi przy wybrzeżu mieliśmy dalej w planie pojechać z powrotem, tylko że inna drogą. Droga ta wyglądała na zwykłą leśną. Była już w tym kształcie w latach 80tych jak to pokazuje Google. Prolog był faktycznie świetny. Z początku dobrze zadbana prosta szutrowa droga skręciła w końcu w leśną drogę i wiła się z góry w dół przez krzaki. Musze przyznać że zacząłem mieć wątpliwości czy chłopaki na tych asfaltowych motach dadzą radę i czy ich maszyny to wytrzymają. Dużo kamieni i stromych podjazdów i zjazdów. Aż wreszcie się zgubiliśmy...... drogę w lesie przecięła nam dość świeżo założona plantacja, która pokrzyżowala nam plany w nawigacji. A tu jeszcze zaczęło wiać i chmura ciemna pokazała się na horyzoncie. Zgroza pełna, bo jak zacznie padać to ta czerwona, sucha gleba zmieni się w śliskie czerwone bloto i motocykle na szosowych łysych oponach ugrzęzną tu do następnej pory suchej. Próbowaliśmy tej czy innej dróżki i nic, ciagle krzaki. W końcu spotykamy kogoś kto nam mówi ze mamy jechać gdzieś prosto żeby się wydostać na asfalt, tylko że żadna z tych dróg nie jest prosta i jest milion krzyżówek. Jedziemy z powrotem do wjazdu na plantacje i spotykamy pracowników w pickupie 4x4, którzy zaoferowali się nas wyeskortować z tąd do najbliższej drogi asfaltowej. Ale najpierw muszą porozmawiać z szefem. No to pojechaliśmy za nimi do budynków gospodarczych. W pickupie było ich czterech, w tym kierowca z jednym okiem a z zabudowań wyszło jeszcze kilku. Po krótkiej rozmowie językiem migowo-słownym (oni słabo po angielsku, my słabo po malajsku) mamy jechać za pickupem.
Teraz za pickupem!! A on po tych wertepach jedzie jak szalony, to pewnie przez to że kierowca ma tylko jedno oko i tych dziur w drodze nie widzi. Ja tam mogę spokojnie dotrzymać mu tempa ale po paru chwilach reszta motocykli znikła gdzieś za nami. Zacząłem się niepokoić że się znowu pogubimy. Na szczęście po chwili wszyscy wyjechali zza zakrętu. I tak po dobrej pół godzinie gry w kotka i myszki i kilku długich kilometrach zakrętów, niezliczonych plantacjowych krzyżówek dojechaliśmy do asfaltu. To była zdecydowanie najszybsza jazda w terenie dokonana przez Harleya i Hondę NC. To że wszyscy byli w jednym kawałku z maszynami włącznie to cud 😜. Po odpoczynku przy drodze pojechaliśm na zimne napoje i duriany do Desaru. Durian najlepiej smakuje ze straganu przy drodze 👌.
320km. Wszyscy zaliczyli gleby, oprócz Aleksandra Wielkiego na Harleyu, o czymś to prawdopodobnie swiadczy 🤔 🤣.

show more

Share/Embed